Jednego lata było tyle wiśni, że dzieci nie mogły ich zjeść wszystkich, chociaż wszyscy się starali. Lasse chciał ususzyć sobie trochę owoców według przepisu mamy, więc nasypał ich pełną blachę i włożył do pieca. Niestety, potem poszedł kąpać się i zapomniał o owocach. Gdy zajrzał później do pieca, było tam tylko trochę czarnych, małych pestek.
Czytając dziadziusiowi gazetę, bohaterowie natknęli się na informację, iż w Sztokholmie litr wiśni kosztował dwie korony. Lasse i reszta próbowali obliczyć, ile by zarobili, gdyby ich drzewa właśnie tam rosły: „Wyszło tak okropnie dużo, że Lasse aż zbladł, gdy o tym pomyślał”.
Chłopiec rozmyślał przez całą noc i następnego dnia oznajmił, iż otwiera sklep z wiśniami na dole przy ruchliwej szosie, która była po drugiej stronie Wielkiej Wsi. Brat i siostra podchwycili ten pomysł i we trójkę założyli spółdzielnię, nazywając ją „Wiśniową Spółdzielnią". Britta, Anna i Olle przyłączyli się także, chociaż nie mieli własnych drzew wiśniowych. Pomagali zrywać owoce.
Wszyscy wstawali o piątej rano, by rwać wiśnie. Gdzieś koło ósmej były już wszystkie w dużych koszach, bohaterowie kupili w sklepie wujka Emila całą masę brązowych torebek papierowych (za pieniądze, które pożyczyli ze skarbonki Bossego). To właśnie sklepikarz był pierwszym klientem: kupił dwa litry za dwie korony. Podobno taka była cena wiśni w tych okolicach.
Młodzi przedsiębiorcy ustawili się wzdłuż szosy samochodowej, ze zrobionym własnoręcznie szyldem „WIŚNIE”, podnoszonym do góry, ilekroć przejeżdżał jakiś samochód. Niestety, samochody mijały ich w dzikim pędzie, Lasse był bardzo zły. Postanowił dać kierowcom nauczkę:
„Gdy nadjechał następny samochód, Lasse wyskoczył na sam środek szosy, podniósł szyld i nie odskoczył, aż dopiero w ostatniej chwili. Wówczas samochód zatrzymał się z okropnym zgrzytem i wygramolił się z niego jakiś człowiek, który chwycił Lassego za ramię i powiedział, że powinien dostać takie lanie, żeby nie mógł usiąść”.
Na koniec rozzłoszczony mężczyzna kupił litr wisien i pojechał sobie dalej.
Gdy samochody mijały bohaterów, wznosiła się za nimi czarna chmura kurzu i cały ten kurz leciał na nich. Dziewczynki zaczęły kaszleć, w pewnym momencie wszyscy byli szaroczarni od góry do dołu.
W końcu Lasse doszedł do wniosku, że stanęli na szosie „w głupim miejscu”. Zaproponował, by przenieść się za zakręt, stanęli więc trochę dalej, w miejscu, gdzie były dwa duże zakręty, jeden po drugim. kolejnym pomysłem było stanięcie wzdłuż drogi, trzymając się za ręce i podnosząc ramiona w górę i w dół, gdy nadjeżdżał samochód.
Udało się - prawie każdy samochód się zatrzymywał. Dzieci sprzedały wszystkie wiśnie, zarobiły… trzydzieści koron. Podzielili je tak, że każdy dostał po pięć koron.
W drodze powrotnej do domu bohaterowie wstąpili do cukierni w Wielkiej Wsi, gdzie zjedli po ciastku i wypili po lemoniadzie, „Stać nas było na to”. Resztę pieniędzy postanowili zgodnie zaoszczędzić.
Po powrocie do Bullerbyn dzieci wykąpały się w fińskiej łaźni nad jeziorem i planowały otwarcie „Spółdzielni Śliwkowej”.